Poniedziałek Wielkanocny

Zakończone Aktualności

W oczekiwaniu na nieznany jeszcze moment, kiedy ponownie możliwe będą bezpośrednie spotkania w Miejskim Domu Kultury w Czechowicach-Dziedzicach, zapraszamy do powrotu w przeszłość – w czasy niezakłóconego epidemią świętowania. A że lany poniedziałek w radosne zwyczaje obfitował, tę właśnie radość chcielibyśmy do Państwa domów zanieść.


Prezentowane książka i film dokumentalny powstały w ramach projektu Archiwum Kultury Regionalnej realizowanego przez Koło Badaczy Kultury przy Miejskim Domu Kultury w Czechowicach-Dziedzicach. W latach 2007-2019 powstały książki i filmy, które dotyczyły jesiennego, zimowego, wiosennego i letniego świętowania w naszych okolicach. Zapraszamy serdecznie do zapoznawania się z nimi.

„W Poniedziałek Wielkanocny, czyli drugi dzień świąt wielkanocnych, mija wielka powaga poprzednich dni świątecznych i atmosfera się rozluźnia. Dzieje się tak dlatego, że kilka dni przed Poniedziałkiem Wielkanocnym kończy się Wielki Post, więc ludzie z chęcią oddają się żartom i rozrywce. Rozpoczyna się wówczas specyficzna, tradycyjna zabawa – oblewanie wodą napotkanych tego dnia osób – domowników, sąsiadów, znajomych, a niejednokrotnie też zupełnie przypadkowych przechodniów. Stąd powstały odrębne nazwy na drugi dzień świąt wielkanocnych, czyli: lany poniedziałek, śmigus-dyngus, śmiergust, które najczęściej potwierdzają nasi narratorzy. Niektórzy wspominają również takie nazwy jak śmigust, śmirgus, śmigus, śmirgust, śmigruzł, dyngus, lanie, oblewanie, śmirgusł oraz polewany poniedziałek. Aby dokładnie przedstawić tradycję Poniedziałku Wielkanocnego przyjmę układ chronologiczny, opisując zdarzenia obejmujące przygotowanie do obchodów opisywanego dnia, a następnie sam dzień od najwcześniejszych godzin porannych aż do wieczora.
Bywało, że przygotowania do oblewania wodą rozpoczynały się już w dzień poprzedni: ››To już były przygotowania, oczywiście, w pierwszy dzień świąt, żeby już woda była przygotowana, żeby było już tam w wiadrach czy w beczce (…), żeby od rana zacząć‹‹. Zdarzali się także śmiałkowie, którzy swoją ››wodną‹‹ eskapadę zaczynali tuż po północy: ››Jak byli chłopcy w takim wieku, co ich się różne głupoty trzymały, to oni nawet byli zdolni do tego, żeby przeczekać tą północ (…) i po północy lali‹‹. Jeden z mieszkańców Zabrzega uczestniczył w takim nocnym polewaniu się wodą:
››Może przez pięć lat (…) to żeśmy w nocy (…) najczęściej po koleżankach żeśmy jeździli (…). Pukamy o tej porze, pierwsza w nocy: ‘A może już polać?’ (…) Mama, tata: ‘A to chodźcie tam polać’. Ale to było takie kulturalne lanie‹‹”.

Źródło:
Renata Szweder, Poniedziałek Wielkanocny, [w:] Świat naszych przodków. Tradycje wiosennego cyklu obrzędowego, oprac. Agnieszka Przybyła-Dumin, Czechowice-Dziedzice 2014.

Źródło:
Film dokumentalny: Tradycje letniego cyklu obrzędowego na terenie naszej gminy, reż. Dagmara Tomiczek, Czechowice-Dziedzice 2014.

„Wielu z naszych respondentów tradycję wcielało w życie już z samego rana. Niejednokrotnie osoby starsze budziły dzieci lekkim spryskaniem: ››my w tych łóżkach i babcia z tym małym garnuszkiem takim emaliowanym (…), zawsze ta babcia nas budziła (…), zawsze nas pokropiła i się wyskakiwało i babcie też pokropiło, trochę śmiechu było‹‹. Kilku rozmówców wspomniało zwyczaj pokropienia rano wodą święconą: ››U mnie w domu pierwsze budzenie czy polewanie robiła mama i robiła to wodą święconą. Czyli każdego tą, która była właśnie przyniesiona z Soboty, nas – nie, że lała – tylko kropiła‹‹. Inni znowu lali wodą obficie – mokra była cała pościel:
››Rano to pływały te mieszkania, te kuchnie (…). Każdemu było dobrze, jak nawet pod pierzynę mu tam chlusnął. (…) Jak mu tam chlusnął z pół litra wody, to też było dobre, żeby go ocucić ze snu. Zimnej oczywiście‹‹.
Bywało, że na budzeniu wodą zabawa się nie kończyła, wręcz przeciwnie – był to początek wodnej ››walki‹‹:
››Każdy z nas próbował wcześniej wstać, pomimo tego, że się nie chciało (…). Wychodząc z pokoju, wszyscy w piżamach chodzili (…) i: atak na braci, bracia na nas, każdy na każdego. Mama (…) też próbowała, z tym, że mama tak delikatnie. Tata zawsze miał taką malutką psikawkę i w niej miał wodę perfumowaną (…), on też tylko symbolicznie. (…) Najpierw była wojna u nas, mama się oczywiście denerwowała, że całe mieszkanie mokre (…). Ja byłam najmłodsza, to zawsze najbardziej obrywałam (…). Jak już się polaliśmy u siebie w domu, to wychodziliśmy na schody (…), cały czas w piżamach. A na schodach – ze swojego mieszkanka wychodziła babcia, która była zawsze w szlafroku a na głowie miała reklamówkę, żeby nie zmoczyć sobie włosów. I miała taki mały garnuszek (…), maczała rękę i tak chlapała. I to było jej polewanie. A my oczywiście laliśmy babcię, (…) nie mocno (…). W międzyczasie jeszcze kuzyni wychodzili na klatkę schodową (…) i wszyscy na babcię, babcia na nas, każdy na każdego. Tak, że schody z góry na dół były mokre‹‹.
Sporadycznie zdarzało się, że w lany poniedziałek rano organizowano zabawę dla dzieci, polegającą na szukaniu jajek lub prezentów schowanych przez zajączka. Jednak większość narratorów kultywowała ten zwyczaj w Niedzielę Wielkanocną i został on opisany w poprzednim rozdziale. Godną uwagi opowieść na temat kształtu, jaki przybierał w drugi dzień świąt przytoczyli państwo Drobik z Bronowa:
››Dziecka zgoniem, że zajączek gonił i jajek trzeba nazbierać na świąteczną jajecznicę (…). Nie ma żadnych prezentów, przynajmniej u mnie i w domu tego nie było (…). Tylko dla nas była straszna frajda jako dzieciorów, kto najwięcej jajek nazbiera do tych koszyków. No to była gonitwa po całym ogrodzie i to mama, pamiętam, dwajścia jajek zawsze dawała, bo nas też było trochę, no to każdy zbierał i wyścig zbrojeń (…). Pod jakieś tam krzaczki, gaiczki, kępkę trawy, pod drzewem (…). To zajączek nosił‹‹.
Po zabawach i figlach porannych zasiadano do świątecznego śniadania. Wielu mieszkańców naszego rejonu przygotowywało wówczas świąteczną jajecznicę. Sposób przyrządzania tej potrawy był różnorodny – można było usmażyć ją z ››czymś zielonym‹‹, czyli na pokrzywach lub ze szczypiorkiem, a także ››tłusto‹‹, czyli na wędzonej słoninie lub na boczku. Niejednokrotnie do tłustej już jajecznicy dodawano wymienione wyżej rośliny. Na stole pojawiały się także inne potrawy, na przykład ››wędliny, i ta szynka, jakieś tam jajka zostały, chrzan (…), babka musiała być. (…) W dzieciństwie to nie mieliśmy wcale herbaty, tylko była kawa z mlekiem na śniadanie (…) albo kakao czasem mama zrobiła‹‹”.

Źródło:
Renata Szweder, Poniedziałek Wielkanocny, [w:] Świat naszych przodków. Tradycje wiosennego cyklu obrzędowego, oprac. Agnieszka Przybyła-Dumin, Czechowice-Dziedzice 2014.